niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 2 - Szybsze bicie serca.

Perspektywa Diany...
Turniej na dzisiaj już się dawno skończył, bo rozmawiałam z Maćkiem, a Arka jak nie było tak nie ma. Nie rozumiem już jego postępowania. Na początku wspierał mnie bardzo, a teraz z dnia na dzień jest coraz gorzej. Tak jakbym ja była jego problemem od którego chciałby uciec gdzieś daleko za wszelką cenę. Siedzę w salonie i znowu patrzę się w tej głupi telewizor. Nie wiem co mam już ze sobą robić. Przeczytałam już tyle książek, że nie wiem, czy jeszcze jakąkolwiek chce mi się zaczynać. Przyzwyczaiłam się do takiego stanu jaki jest i niby nic się nie zmieniło, ale jednak doskwiera mi to. Poruszam się bez kul, ale z nimi czuję się bezpieczniej. Jak na razie są moją jedyną podporą w tym wszystkim no i oczywiście jest jeszcze Maciek, ale on też nie zawsze może być ze mną. Idą do kuchni usłyszałam dźwięk dzwonka. Dobrze, że już szłam w tamtym kierunku, bo jakbym siedziałam to nie podniosłabym się. Spojrzałam przez judasza i ujrzałam swojego najdroższego wujka. Otworzyłam drzwi, a on jak zawsze zmierzył mnie wzrokiem i cwaniacko się uśmiechnął.
-Witam Cię kochana – puścił mi buziaka i wszedł do środka.
-Też się cieszę że przyszedłeś, a w jakim celu? - może byłam niemiła, ale no sorry przychodzi na pewno po to by mnie opieprzyć.
-Nie widzieliśmy się odkąd wróciłaś z Kołobrzegu.
-Czyli minęło tylko kilka dni, a jak tam turniej?
-Dobrze, ale nasi przegrali z takim rywalem nie mieli nawet szans zresztą nikt by nie miał – nie potrafił odpowiedzieć krótko na temat siatkówki tylko musiał od razu rozwinąć swą myśl na litanie.
Jednak nie dziwie mu się, bo siatkówka to większa część jego życia i facet naprawdę się na tym zna.
-Rozmawiałeś dzisiaj z Arkiem? - zapytałam.
-Wymieniliśmy tylko kilka zdań, bo jak wiesza sam też musiałem zająć się drużyną.
-Przecież ty masz reprezentacje – nie rozumiałam go chciał mi już coś odpowiedzieć, ale przerwałam – Dobra mniejsza o to, a chcesz herbaty.
-Nie odmówię – skinął głową i udaliśmy się do kuchni.
-A gdzie jest tak w ogóle Arek? - odezwał się Gardi pijąc herbatę.
-Nie mam zielonego pojęcia i nie obchodzi mnie to już chyba – powiedziałam smętnie.
-Coś wam się nie układa chyba za dobrze – zawsze wiedział co jest na rzeczy.
-Nie że nie układa, ale coś zaczynamy się rozchodzić tak jakbym byłam jego największym problemem.
-Nie mów tak – skarcił mnie.
-Ale tak jest. Jak on gdzieś wychodzi, a ja chce też to kategorycznie mi zabrania no ja tak nie chcę.
-Jednak to dla twojego dobra dobrze wiesz. że masz... - nie dałam mu skończyć, bo wiedziałam co powie.
-Tak wiem nie mam nogi, ale to nie znaczy, że nie mogę już żyć normalnie tak jak cała reszta.
-Ja nie mówię, że masz nie żyć, ale musisz go też zrozumieć. Masz wieczne humorki i nie raz załamki, a on to wytrzymuje i bardzo Cię kocha.
-Ja go również – nie byłam pewna tych słów – Jednak coś jest nie tak i nie chcę być dla niego ciężarem w ogóle dla nikogo.
-Diana proszę... - znowu chciał coś powiedzieć, ale nie dane było mu dokończyć, jednak tym razem przerwał mu Arek który wszedł do kuchni.
Stanął obok mnie i głęboko spojrzał mi się w oczy. Uniosłam głowę i również w nie spojrzałam. Podobno w ukochanego oczach można spotkać coś ciepłego, ale ja w jego nie mogłam tego dostrzec. Tylko patrzyłam w jego soczewki jak paletę kolorów.
-Kochanie nie wiem dlaczego masz o mnie takie zdanie – położył dłoń na moim policzku.
-Bo tak to czuję, a wiesz, że jestem osobą szczerą i wolę powiedzieć co mi leży na sercu.
-To ja was zostawię i do jutra Arek – Andrea się z nami pożegnał i wyszedł.
Arek złapał moją twarz w dłonie i dalej patrzył mi w oczy. Odwróciłam twarz po chwili i wróciłam do swojej herbaty. Byłam przekonana, że on odejdzie, ale nie odpuścił mi. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku i ułożył swoją głowę na moim brzuchu.
-Co robimy tak w ogóle? - zapytałam się.
-Ja leże ze swoją ukochaną dziewczyną, którą Kocham bardzo, bardzo. Ona mnie nie docenia chyba trochę i jak jej gdzieś nie zabieram to robię to dla jej własnego dobra. Nie wiem, czy mnie zrozumie.
-Zrozumie, bo znam ją i jest bardzo wyrozumiała dla wszystkich.
-Za to ją właśnie kocham i mam nadzieję, że będzie taka do końca życia.
-Musisz się bardzo, bardzo starać i możesz jej teraz zrobić herbaty – zaśmiałam się pod nosem.
-Już się robi – ucałował mnie w czoło i pognał do kuchni.
Leżałam i patrzyłam się w jasny sufit. Nie wiem co dalej, ale byłam na niego wściekła i dalej jestem. Jednak on działa na mnie tak, że powie jedno słowa i jestem pod jego dyktando. Próbuje się temu sprzeciwiać, ale nie zawsze mi wychodzi. Hmm powiedział, że chce bym była do końca życia taka wyrozumiała, a tak naprawdę to żebym do końca życia była taka głupia i ufała ludziom. Jutro tak czy tak pójdę na ten mecz i nie interesuje mnie, czy ktoś mnie tam zabierze. Jak nie to sama się tam dostanę i powiem więcej. Ja zagram jutro z dziewczynami. Nikt mi nie powiedział, że nie będę mogła grać. Na pozycji libero nie ma w tym żadnych przeciwwskazań. Pokaże wszystkim, że jestem dzielna i nie zmienię swojego życia tylko wszystko będzie tak jak dawniej, a nawet jeszcze lepiej.

Perspektywa Klauna...
Wróciłem do domu i od razu wszedłem do swojego pokoju. Nie pamiętam nawet o podstawowych czynnościach takimi jak jedzenie i picie. Nie jadam prawie w ogóle, bo nie czuję głodu, a odbija się to na mojej masie. Na razie nie mieliśmy jakiś większych badań, a jak się ważymy to zawsze zdołam się wykręcić, jednak jak przyjdzie na to czas to nie będzie już tak zabawnie. A pici hmm pić owszem, ale nie wodę. Mój organizm przyjmuje tylko procenty. Napije się i wtedy najłatwiej mi się o niej myśli. Czuję jakby siedziała koło mnie i patrzył mi w twarz. Pragnę tego uczucia, jej dotyku, oddechu i tego jak funkcjonuje w moim otoczeniu. Tylko to są jak na razie marzenia które mogą nigdy się nie spełnić.
Leże i przypominam sobie jej wyraz twarzy. Jest taki idealny i mógł należeć do mnie. Nie wiem czemu mnie oszukałam, ale to nie ważne, bo mi to i tak nie robi różnicy. Po prostu ja się zakochałem i nic tego nie zmieni. Gdybym tylko mógł żyć blisko niej.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Obróciłem się w stronę drzwi i ujrzałem Mariusza. Stał oparty o ramę drzwi i patrzył na mnie z politowaniem.
-Stary ona Ci zmiażdżyła psychikę – odezwał się.
-Właśnie dlatego to jest dowód, że jest kimś wyjątkowy, bo nikt wcześniej na mnie tak nie działał.
-Zapomnij o niej i daj sobie wreszcie spokój. Zacznij żyć tak jak dawniej Michał! - wykrzyczał prawie te ostatnie słowa.
-Mariusz ona ona... - nie wiedziałem jak to ubrać w słowa – To jest ta jedyna, wyjątkowa nie chce innej.
-Tak to gdzie ona teraz jest? Poznałeś jakąś gówniarę która cię oszukała, zobaczyła, że jesteś siatkarzem i może się przy Tobie wybić, okłamała Cię jeszcze w międzyczasie, a na koniec uciekła. Gdzie ty w tym wszystkim widzisz sens?
Te słowa mnie wkurwiły. Nie rozumiałam dlaczego mój najlepszy kumpel gada takie głupoty. Chyba pierwszy raz od wielu lat nie rozumie mnie, a ja też nie potrafię mu tego wyjaśnić.
-Powiedziałeś wszystko co chciałeś – wstałem i zamknąłem mu drzwi przed nosem.
-Winiar – krzyknął i otworzył je ponownie.
-Mariusz to nie było śmieszne, a żałosne. Nie rozumiesz, że ja ją kocham- zacząłem mówić głośniej – Nie rozumiesz mnie i nie wiem dlaczego tak się dzieję, a do tego obrażasz ją w ogóle nie wiedząc o niej niczego. Proszę Cię zastanów się nad sobą – patrzyłem mu cały czas w twarz.
-Ja tylko stwierdzam fakty, a prawda Cię boli.
-Wyjdź – stojąc tyłem do niego odparłem.
-Próbuje Ci pomóc, a ty mi to uniemożliwiasz.
-Jak chcesz mi pomóc to po prostu wyjdź i mnie zostaw – warknąłem i się odwróciłem.
Za Wlazłym stała reszta chłopaków. Tak samo jak on patrzyli na mnie i mieli żal w oczach.
-Sensacja? - zapytałem z ironią.
-Ogarnij się bo nikt nie chcę Ci zaszkodzić, a ty się do nas plujesz – zwrócił mi uwagę Kubiak.
-Weźcie mi dajcie spokój – chwyciłem swoją kurtkę i wybiegłem z domu.

Nie wiedziałem, gdzie iść albo do kogo. Teraz najchętniej odnalazłbym ją i trzymał w swoich ramionach. Uwielbiam mieć marzenia, bo jeszcze one trzymają mnie przy życiu. Dają odrobinę wiary, że ją spotkam i będę mógł to zrobić. Nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Chodziłem po mieście z słuchawkami w uszach i przypatrywałem się wszystkiemu. Było już dosyć późno i o tej godzinie nikt normalny nie chodzi, ale to też daje dużo do zrozumienia.
Towarzystwo nie było za dobre, więc wolałem wrócić do domu, a nie szukać guza. Wszedłem jeszcze do sklepu po jedną butelkę wódki. W domu chłopaki mi wszystko pochowali żebym nie pił, bo to nie jest już śmieszne.
Wszedłem do domu i usiadłem w kuchni przy stole. Wszyscy już spali, więc miałem odrobinę spokoju. Postawiłem butelkę i kieliszek naprzeciwko mnie. Patrzyłem na nią i nie wiedziałem co mam zrobić. Wypić i zapomnieć, czy nie ruszać i się zadręczać. Odpowiedź była gotowa, ale czy dobra? Tego nikt nie wie dlatego w życiu cały czas trzeba ryzykować. Wlałem cieczy do kieliszka i przechyliłem go, ale prosto do wazonu który stał obok. Nie mogłem już nawet przełknąć alkoholu teraz tylko ona poprawiła mi by humor, jednak nigdy nie przyjdzie, bo to by było za piękne, a życie nie jest piękne, więc trzeba czekać dalej.
Wlewałem wódkę do kieliszka i przelewałem do wazonu. Nie mogłem się skusić nawet na jednego. Usłyszałem jakieś szmery za sobą i po chwili obok mnie usiadł Bartman. Miał lekko zaspaną minę i patrzył na mnie jak na idiotę.
-Jest trochę późno więc nie będę dochodził co robisz, ale podejrzewam, że nie jest Ci łatwo.
-Nareszcie chociaż ty jeden to zrozumiałeś – poklepałem go po plecach,a on zabrał butelkę i poszedł z nią do swojego pokoju. Po chwili wrócił i spojrzał na mnie pytająco.
-To znowu chodzi o nią? - dopytywał.
-Jak zawsze od pół roku przecież ja nie potrafię o niej zapomnieć.
-Czemu jej nie szukasz jakoś?
-Bo nie mam pojęcia gdzie ona jest i jak się nazywa. Pisaliśmy i byliśmy zachwyceni wszystkim, ale nie tym by mówić o sobie gdzie mieszkamy i skąd jest nasz rodzina. Nie mam żadnego punktu zaczepienia.
-A czat i gg? Tam pisaliście w ogóle się tam nie pojawia? - dążył dalej.
-Właśnie chodzi o to, że nigdy jej tam nie mam, bo mam to włączone 24h na dobę. Nie gniewaj się na Mariusza, ale wszyscy się martwimy, a tylko on zdobył się na to by powiedzieć co sądzi o twoim zachowaniu.
-Nie gniewam się, bo jest moim przyjacielem tak samo jak i ty i reszta chłopaków, ale nie wiem dlaczego nie chcę mnie zrozumieć. Dla mnie to nie jest proste.
Siedzieliśmy w ciszy i każdy z nas patrzył w jakiś inny punkt w pomieszczeniu.
-Co byś zrobił jakbyś ją teraz spotkał? - nie wiem w jakim celu było to pytanie.
-Na pewno bardzo mocno przytulił i powiedział, że jest osobą bez której nie mogę żyć.
-Tylko tyle? - spojrzał znowu na mnie jak na idiotę.
-Sam nie wiem co bym zrobił – wzruszyłem ramionami.
-To ty chcesz ją zobaczyć i jak już będziecie rozmawiać to powiesz „hej Diana jak tam życie?” - zakpił ze mnie – Weź się lepiej nad tym zastanów, a ja idę spać, bo rano mamy turniej.
Spojrzałem jak Bartman odchodzi i przytaknąłem mu w myślach. Miał rację, co ja zrobię jak ją spotkam. To się wydaje proste, a w rzeczywistości nie jest.
Udałem się pod prysznic, a potem prosto do swojego łóżka, by móc się położyć i znowu śnić o moim Aniele.

Perspektywa Diany...
Stoję na około jest bardzo ciemno i widzę tylko bardzo niski murek obok mnie, a on idzie w moją stronę. Mój ideał podąża wielkimi krokami w moim kierunku. Również ruszam do niego, ale idąc coraz szybciej i tak stoję w miejscu. On idzie, a też nie zmienia swojej pozycji. Próbujemy się dotknąć kiedy ciemność się rozświetla i widzę. Głowę Arka który patrzy mi się głęboko w oczy i wodzi dłonią po ramionach.
-Masz bardzo twardy sen – odparł.
-Nie wiemy tego od dzisiaj dlaczego mnie obudziłeś? - zapytałam z wyrzutem – Miałam taki piękny sen.
-Zapewne był o mnie – zawsze lubi sobie pochlebiać – Obudziłem, bo chcę się pożegnać idę na turniej.
-Zabierz mnie no proszęęęęę – zajęczałam.
-Wiesz, że nie mam nawet mowy, bo Gardini się wścieknie.
-Podejrzewam, że bardziej wściekłbyś się ty niż on – spojrzałam na niego z niechęcią i założyłam swoją protezę.
Pomógł mi wstać, bo łóżko było niskie i zawsze ciężko mi z tym było, ale jak już stałam to odsunęłam się od niego.
-Nie mów tak proszę Cię – poniósł swoją torbę.
-A jak mam mówić? - krzyknęłam – Taka jest prawda i już mnie nie interesuje co robisz. Idź i możesz sobie wracać kiedy chcesz albo w ogóle.
Zabrałam swoje rzeczy i udałam się do łazienki. W połowie drogi przytulił mnie do siebie i ucałował delikatnie.
-Muszę iść, bo Maciek na mnie czeka, ale dzisiaj wrócę – wystawił mi język i wyszedł.
Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam robić sobie śniadanie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i w progu zauważyłam Maćka. Stał z wielkim uśmiechem na twarzy i mierzył moje długie nogi, bo byłam w króciutkich spodenkach.
-Arek już zszedł do Ciebie nie ma go w domu – uprzedziłam jego pytanie.
-Przecież dzisiaj się z nim nie umawiałem tylko przyszedłem po Ciebie.
-Ale jak to? - nic już z tego nie rozumiałam.
Powiedział mi, że Maciek na niego czeka i musi wyjść. Znowu mnie oszukał.
-Dobra wejdź ja tylko zjem i możemy iść – wpuściłam go do środka.
Jadłam kanapki, a Maciek mi podjadał. Oczywiście cały czas się śmialiśmy przy nim inaczej nie umiem. Sprawia mi tyle przyjemności i pozytywnej energii, że nie da się tego opisać. Może właśnie dlatego kocham go jak brata.
-Dobra możemy iść – ubrałam się, wzięłam swoje rzeczy i byłam gotowa.
-To idziemy – otworzył mi drzwi i udaliśmy się na halę.
Już nie mogłam się doczekać, by zobaczyć jak grają moje dziewczyny no i oczywiście chłopcy. Tęskniłam za tym bardzo i mam również nadzieję, że uda mi się zagrać chociaż przez chwilę. Poruszam się już bez kul więc nie widzę w tym problemu, ale Arek i wujek widzą ogromny. Wsiadłam do auta Maćka i przypomniałam mi się sytuacja z Arkiem. Dlaczego mnie okłamał jakby nie mógł powiedzieć mi prawdy gdzie idzie i co robi. Mój kochany braciszek odpalił silnik i udaliśmy się w stronę hali.

Perspektywa Klauna...
Dotarliśmy z chłopakami do szatni, a tam byli już siatkarze, których wczoraj mieliśmy okazje trochę poznać. Pan Miziator siedział na ławce i zacieszał. Chłopaki rzucali do niego jakieś uwagi o dziewczynach a on śmiał się dumny z siebie. Usiadłem na ławce, a on zmierzył mnie wzrokiem. Od razu poczułem, że się nie polubimy. Siatkarze coś do mnie mówili, ale nie słuchałem ich w ogóle tylko myślałem o tym głosie co wczoraj usłyszałem w słuchawce u nich.

-Arek, a czemu właściwie nie przyprowadzisz Diany? - usłyszałem imię które uwielbiam w rozmowie chłopaków.
-Musi odpoczywać w domu i nie chcę jej przemęczać.
-Jak to nie chcesz przecież ona jest na dole i rozmawia z dziewczynami.
-Jesteś pewien? - Miziator zapytał przestraszony.
-Na pewno ją widziałem, bo jeszcze się ze mną witała.
Twarz tego całego Arka wyrażała jednocześnie ból i zarazem strach. W pewnym momencie drzwi się otworzyły i wszedł ten cały maciek z dziewczyną na rękach. Miziator pobladł i stanął jak wryty. Nie miałem jak przyjrzeć się jak dziewczynie, bo od razu usadził ją na nogach tego palanta.
-Witaj kochanie – ucałowała go w policzek – Czy Ci się to podoba czy nie to ja tu dzisiaj będę – powiedziała lekko z ironią.
-Prosiłem Cię miałaś odpoczywać i się nie przemęczać.
-Jak siedzę w domu to się przemęczam, więc proszę Cię przestań mi prawić kazania.
Zdjął ją sobie z kolan i usadził na ławce. Chłopaki wszyscy śmiali się pod nosem.
-Który ją tutaj przyprowadził? - zwrócił się w stronę siatkarzy zły.
-Zostaw ich – stanęła w ich obronie – Są chociaż w porządku wobec mnie.
-Bardzo w porządku łamiąc moje zasady – zaśmiał się.
-Twoje durne zasady pod którymi ja nie będę żyła i zrozum to wreszcie. Powiem Ci nawet więcej ja dzisiaj zagram.
-Nie zrobisz tego – w tym momencie go zagięła.
-To się patrz – ze swojej torby wyjęła ciuchy i jednego buta.
-Diana... - zaczął Miziator, ale wpadł jakiś chłopak i krzyknął że Gardini idzie.
-No to teraz już mamy przerąbane – powiedział do siebie Arek.
-Jak się boisz to wyjdź, a mną nikt nie będzie decydował. Poza tym jak minęła droga z Maćkiem? Bardzo dobry z niego kierowca. Prawda? - nic jej na to nie odpowiedział tylko się odwrócił i patrzył w ścianę.

Perspektywa Diany...
Wszyscy zaczęli udawać, że coś robią, by tylko nie stanąć oko w oko z moim wujkiem. Czekałam cierpliwie aż wejdzie i rozglądnęłam się po szatni. Moi chłopcy nie byli tutaj sami, ale też jeszcze jakaś drużyna się przebierała. Spojrzałam na ich stroje i orzełka na bluzce to aż mnie zamurowało. Jak ja mogłam nie wiedzieć, że reprezentacja przyjeżdża. Niezauważalnie kiwnęłam głową do Maćka w ich kierunku, a ten tylko wzruszył ramionami. Siedział i patrzył wściekły na Arka, który był bardzo zdenerwowany. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Andrea.
-Zadam jedno pytanie jak Diana tutaj się znalazła? - zwrócił się do chłopaków.
-Co za różnica jestem to jestem i mam zamiar dzisiaj zagrać.
-Blanka daj spokój przecież wiesz, że Ci nie wolno – mówił błagalnie.
-Właśnie nikt mi tego nie zakazał. Na rehabilitacji powiedziano mi że na swojej pozycji mogę grać normalnie.
-Ale ja Ci mówię, że nie możesz – odparł groźnie do mnie wujek a zaraz za nim Arek.
-Nie macie prawa mną dyrygować. Nie dam sobą pomiatać – krzyknęłam.
-Odwiozę Cię do domu – zaproponował Arek.
-Chyba śnisz zresztą nie wiem czym bo miałeś jechać z Maćkiem, a dziwnym trafem tego nie zrobiłeś, więc weź się nawet nie udzielaj.
-Diana przemyśl to wszystko – wujek dalej dążył.
-Już wiem wszystko zagram, wygram i wtedy spokojnie będę żyła.
-Pożałujesz – wskazał palcem na mnie Arek.
-Żałuje tego co zrobiłam z tobą tamtego dnia. Teraz mogłabym normalnie funkcjonować.
-Dalej Cię to boli? – zapytał z wyrzutem.
-Tak, bo moje całe życie się zmieniło, ale będzie teraz już tylko lepiej.
-Bawcie się dobrze, a z Tobą sobie porozmawiam po meczu – odezwał się Gardini i wyszedł.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się przebierać nie patrząc na nikogo i na nic.

Perspektywa Klauna...

Ta cała akcja z tą dziewczyną była dziwna. Staraliśmy się z chłopakami nie słuchać, ale tak krzyczeli, że nie dało się tego nie słyszeć. W końcu wszyscy usiedli i mogliśmy zauważyć panią kierownik tego całego zamieszania. Spojrzałem a moje serce od razu szybciej zabiło...

***
Jest kolejny rozdział, ale nie wstawiam go tak jak zawsze z radością, bo twierdze, że chyba wam się nie podoba to co pisze. Zaczęłam zabawę z komentarzami, ale nie którzy chyba jeszcze nie znają zasad tej gry. Jednak mówi się trudno. Wy nie będziecie dodawać opinii to ja nie będę wiedziała co robię źle albo co muszę poprawić. Jest to dla mnie ważne i doceniam wszelką krytykę. Kiedy będą komentarze pojawi się następny rozdział i wkrótce będę miała też dla was mały dodatek. Jest już gotowy, ale dalej wszystko zależy od was. Pozdrawiam i czekam na wasze opinie :)

13 komentarzy:

  1. Super rozdział, a do tego długi!! ;) Czyli takie jakie uwielbiam ^^ Ehh, dlaczego w takim momencie,hm!??! No jak tak można!? Od początku czekałam tylko na to co, się stanie jak Michał i Diana się spotkają i widzę, że muszę nadal czekać.. Także, PISZ JUŻ SZYBKO! <3

    Pzdr :3
    + W wolnych chwilach zapraszam do mnie - http://gemsetmeczjanowicz9.blog.pl/ = Jakbyś już czytała, to proszę o jakiś komentarz, to straszna motywacja! :D Thx:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się szybko coś dodać i z pisaniem trochę pod górę, ale dam radę. Wszystko zależy od was :)

      Usuń
  2. Ten rozdział jest naprawdę świetny! Jak z resztą wszystkie. Wiem, że to jest trochę dziwne, ale jak go czytam to przypomina mi się twarz Julki, jej mieszkanie z peryferii siatkarskich! :D Za bardzo utkwiło mi to w pamięci, mam nadzieje, że wrócisz kiedyś do tamtego opowiadania. Lecz, skupmy się teraz na tym rozdziale. Jak zobaczyłam, że jest drugi rozdział to tak się ucieszyłam! Ja już nie mogłam się doczekać! Nie rozumiem, tego, że wchodzi tu tyle ludzi i nie mogą chociaż krótkiego komentarza zostawić! Ej, bez Was nie będziemy mogli tego czytać! :) Dziewczyna się stara pisać, układa sobie to w głowię, przez dłuższy czas, a my musimy jej pomóc, po przez komentarz. Im więcej komentarzy, tym więcej rozdziałów, więcej uśmiechniętych twarzy i radość autorki! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyno wielbię Cię, bo chyba tylko ty i jeszcze kilka osób mnie tak rozumie. Na prawdę staram się i piszę, a mała opinia nikomu nie zaszkodzi.
      Odkąd zaczęłam pisać tego bloga to cały czas ktoś wraca do Peryferii, ale ja się wam nie dziwie, bo mi to opowiadanie również utkwiło i dalej siedzi w głowie. Ja wiem że mogłabym pisać dalej, bo mam nawet kilka pomysłów, ale nie chciałam tego ciągnąć, bo zrobiła by się z tego moda na sukces. Jednak tak jak mówisz kontynuować będę na pewno. Bo 1 listopada minął rok odkąd pisze, nawet nie wiem kiedy tak szybko to zleciało, ale dla mnie był to cudowny czas i opowiadanie :)

      Usuń
  3. Świetny ;)
    Mam nadzieję, że Diana pozna Michała. Tylko raz widziała szkic jego twarzy i to przez chwilę... Wydaje mi się, że to on jest tym ideałem z jej snu :)
    Jak ja nie cierpię tego Arka!!! Maciek mógłby jej powiedzieć, jaki on naprawdę jest...
    Mam nadzieję, że wyjdzie na boisko, świetnie zagra i że wygrają. A Michał dowie się o niej czegoś więcej i nie pozwoli, żeby zniknęła z jego życia :]
    Ale to tylko moja wyobraźnia, czekam co dla nas wymyśliłaś ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Twoja wyobraźnia i ją bardzo szanuje, bo o takie komentarze mi chodzi. Nie raz dużo z nich czerpie i dają mi kolejne wątki. Pamiętam Cię z peryferii Niezapominajko :* Jak dobrze kojarzę to twoje przewidywania się sprawdziły, a tym razem...czas pokaże :)

      Usuń
    2. Jejku *.* Jak miło, że mnie pamiętasz :]
      Jak to się mówi, poczekamy, zobaczymy ;)
      Tymczasem czekam na kolejny ;*

      Usuń
  4. świetny =D
    z niecierpliwością czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny =D
    z niecierpliwością czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  6. Super blog :) Bardzo mi się podoba :))
    Zapraszam na 12 :)

    OdpowiedzUsuń
  7. pisz, pisz dalej! :) czytam i będę czytać :) świetnie piszesz!!

    OdpowiedzUsuń
  8. pisz, pisz dalej! bo jest świetne :)

    OdpowiedzUsuń